Wiele obiecywano sobie po sezonie 2008. Federacja samochodowa FIA znowu zmieniła przepisy. Znowu, jak twierdziła, w celu uatrakcyjnienia przebiegu rywalizacji i obniżenia kosztów.
Wprowadzona zakaz kontroli trakcji. Przynajmniej w stopniu takim, w którym komputer jedynie wspomaga kierowcę, a nie za niego decyduje. Wynikiem tego pomysłu było wprowadzenie tzw. ujednolicenia elektroniki dla wszystkich zespołów. Na dostawcę i producenta tych urządzeń wybrano firmę, która jest zależna od McLarena i dla niej robiła już w przeszłości podzespoły. Przypadek? Wiele zespołów musiało najpierw zapoznać z nowymi urządzeniami i minęło trochę czasu zanim inżynierowie potrafili w pełni wykorzystać zalety i skorygować wady nowego urządzenia.
Drugim pomysłem FIA było ponowne wydłużenie żywotności silników i nakaz stosowania jednostek silnikowych przez 2 weekendy wyścigowe, a skrzyni biegów przez 4.
Kibice spodziewali się wielu atrakcji. Poniżony w pewnym sensie Fernando Alonso wrócił do zespołu Renault, mając nikłe szanse na walkę o tytuł. Wiele spodziewano się po nowym Mistrzu Świata, Kimi Raikkonenie, który powinien już na tyle zadomowić się we włoskim zespole, aby właściwie od początku wypełniać rolę faworyta w zespole Ferrari.
Początek sezonu tylko częściowo potwierdził przewidywania. Felipe Massa na drugim Ferrari rzeczywiście sprawiał wrażenie, jakby nowe przepisy sprawiały mu szczególną trudność w opanowaniu swojego bolidu. To samo wróżono drugiemu z młodych kierowców - Hamiltonowi. Genialny debiutant z ubiegłego sezonu, jednak nie potwierdził tych obaw i znakomicie dawał sobie radę z nowym samochodem bez elektronicznego wspomagania już od samego początku sezonu.
Zadziwiająca była postawa Roberta Kubicy. Przypisywano jemu agresywny styl jazdy, który nie sprawdzi się w samochodzie wrażliwszym na wszelkie operacje pedałem gazu, a co miało faworyzować jego partnera - Nicka Heidfelda - słynącego z płynnego stylu jazdy. Tymczasem kombinacja Kubica-BMW spisywała się znakomicie i przez wiele miesięcy specjaliści od BMW zachodzili w głowę, jak to możliwe?
W pierwszej połowie sezonu dominowali czterej kierowcy: Hamilton, Raikkonen, Massa i Kubica. W rywalizacji rysowała się lekka przewaga Ferrari, ale dwa zaprzepaszczone przez Massę wyścigi (GP Australii i GP Malezji) spowodowały, że trudno było wyłonić zdecydowanego lidera. Niezwykłą postacią z tej czwórki był Kubica, który dysponując zdecydowanie słabszym samochodem nie miał szansy na bezpośrednią walkę z McLarenami i Ferrari, a mimo to znakomicie wykorzystywał ich „wpadki” plasując się na wysokich miejscach a nawet na podium.
Inauguracyjny wyścig w Australii wygrał Hamilton. Wyścig był pełen chaosu, zamieszania, częstych wyjazdów na tor samochodu bezpieczeństwa. W tych warunkach Ferrari nie odegrało poważniejszej roli, a Massa był negatywnym bohaterem rozbijając swoje Ferrari w początkowej fazie wyścigu. Ale już cztery kolejne wyścigi należały do włoskiej stajni. Rozpoczął Raikkonen zwycięstwem w Malezji, w bardzo trudnych warunkach klimatycznych. Massa ponownie popełnił błąd nie wytrzymując presji i nie kończąc wyścigu. Ale już w kolejnym wyścigu, w Bahrajnie, to właśnie Brazylijczyk był niepokonany i pewnie wygrał wyścig zdobywając pierwsze punkty w sezonie. Po dalekich podróżach Formuła 1 wylądowała w Europie. Pierwsze i drugie miejsce przypadły Raikkonenowi i Massie. Ferrari zaczęło więc optymistycznie patrzeć w przyszłość. Kolejny wyścig - Grand Prix Turcji - i kolejne zwycięstwo Ferrari. Massa jest pierwszy, a Raikkonen trzeci. McLaren jakby zaczął budzić się do życia po krótkiej drzemce i Hamilton jest coraz bliżej zwycięstwa: trzecie miejsce w Hiszpaniii i drugie miejsce w Turcji dają powody do umiarkowanego optymizmu.
W końcu Srebrna Strzała wygrywa w Monako. Rozrywany w deszczu wyścig przysporzył kierowcom nie lada trudności, więc tym cenniejsze było zwycięstwo Hamiltona w tak trudnych warunkach i pomimo tego, że popełnił on drobny błąd, co kosztowało go stratę cennego czasu na zjazd do boksu. Niespodziewanie drugi był Kubica, który był jednym z niewielu kierowców, którzy nie popełnili żadnego błędu przez cały czas trwania wyścigu.
Monako obnażyło słabość Ferrari i jego kierowców. Raikkonen nie błyszczał formą, chociaż dysponował najszybszym samochodem w stawce, a Massa dwukrotnie popełnił błędy, które zepchnęły go na trzecią pozycję w wyścigu.
Zwrotnym punktem w sezonie okazał się wyścig w Kanadzie. Dla zespołu BMW był to najjaśniejszy punkt w całym sezonie, gdyż dzięki Kubicy (a także błędowi Hamiltona) Bawarczycy świętowali swój pierwszy triumf w wyścigach Formuły 1 odkąd pojawili się w tej rywalizacji. Zwycięstwo Kubicy było możliwe tylko dlatego, że najwięksi pretendenci do najwyższego stopnia podium zderzyli się podczas wyjazdu z boksów. Hamilton nie zauważył czerwonego światła wzbraniającego wjazd na tor i uderzył w stojącego przed nim Raikkonena! Tak głupiej wpadki świat Formuły 1 nie oglądał już dawno. Po tym incydencie Anglik został ostro skrytykowany przez wszystkie media i przypisywano mu brak opanowania i chłodnej oceny sytuacji, co w końcowym efekcie może kosztować go stratę tytułu.
Po krótkiej wizycie za oceanem bolidy wróciły do Francji, gdzie, jak zapowiadano, po raz ostatni wyścig F1 zostanie rozegrany na torze Magny Cours. Tor we Francji od wielu już lat "leży" zespołowi Ferrari. Tak było i tym razem, ale Raikkonen musiał zadowolić się drugim miejscem pomimo tego, że to on był najszybszym kierowcą podczas całego weekendu. Awaria układu wydechowego sprawiła, że Fin musiał przepuścić kolegę, ale przewaga, jaką zdobyły oba Ferrari nad rywalami wystarczyły do zajęcia pierwszych dwóch miejsc w wyścigu.
Pierwszą połowę sezonu zakończył wyścig w Weilkiej Brytanii na tonącym w deszczu torze Silverstone. Tym razem Hamilton przed rodzimą publicznością zachwycił wszystkich swoją jazdą: kibiców i oponentów. W bardzo trudnych warunkach nie miał sobie równych na torze. Przez cały czas narzucał tempo rywalom zachowując przy tym pełną kontrolę nad bolidem i emocjami. Stał się kolejnym Anglikiem, który wygrał na torze Silverstone. Ostatnim z nich był Johnny Herbert w 1995 roku.
W klasyfikacji mistrzostw sytuacja wyglądał pasjonująco. Trzech kierowców Hamilton, Massa i Raikkonen miało po tyle samo punktów - 48. Czwarty był Robert Kubica, który zgromadził tylko dwa punkty mniej. Wydawało się więc, że ta czwórka stoczy walkę o tytuł mistrzowski w drugiej połowie sezonu.
Druga połowa sezonu rozpoczęła się tak, jak zakończyła pierwsza: zwycięstwem Hamiltona w Grand Prix Niemiec. Wyścig na torze Hockenheim należał do mniej ciekawych widowisk w sezonie. Hamilton szybko zdobył przewagę nad rywalami, a niespodziewanie na drugim miejscu dojechał Nelson Piquet Jr., kierowca, który do tej pory zdobył zaledwie dwa punkty. Dzięki sprytnej strategii zespołu Renault i wykorzystaniu obecności samochodu bezpieczeństwa Brazylijczyk bezpiecznie dowiózł swoją pozycję do mety nie atakowany przez nikogo. Znowu poniżej oczekiwań pojechali kierowcy Ferrari, a Kubica tym razem uległ wyraźnie zmotywowanemu przed własną publicznością Heidfeldowi, zajmując dopiero siódmą pozycję.
Na Węgry cała czołówka przyjechała z nadziejami na zwycięstwo i wyraźne powiększenie przewagi nad rywalami. Niespodziewanie wygrał jeżdżący do tej pory w cieniu swojego kolegi drugi kierowca McLarena Heikki Kovalainen. Stało się tak dzięki dawno już nie oglądanej w wyścigach awarii silnika w samochodzie Massy. Brazylijczyk z całą pewnością wygrałby wyścig, ale tym razem zawiodła technika w jego bolidzie. Kovalainen nie wyróżnił się niczym szczególnym podczas wyścigu, ale okazał się na tyle szybki, że w kluczowym momencie jechał tuż za prowadzącym Massą. Pech Brazylijczyka był szczęściem Fina i dał mu pierwszą wygraną w karierze.
Dla prowadzącej w klasyfikacji generalnej czwórki wyścig na Węgrzech nie należał do najlepszych, dlatego też wszyscy skierowali swoje apetyty na kolejną eliminację - Grand Prix Europy - rozgrywanym na nowym, ulicznym torze w hiszpańskiej Walecji. Pomimo tego, że podobnie jak w Monako, tor poprowadzony został ulicami miasta wśród siatek i murów, Hiszpanie włożyli wiele wysiłku, aby zachować wszelkie standardy bezpieczeństwa i dostosować go dla publiczności. Zewsząd dochodziły głosy aprobaty i zachwytu, a kierowcy nie mogli się doczekać chwili, kiedy pomkną po ulicach tego miasta. Wiele spodziewano się po ulicznym wyścigu w analogii do toru w Monako. Jednak sama rywalizacja zawiodła. Pomimo tego, że na torze w Walecji jest parę szybkich miejsc, na których spokojnie można było rozwinąć prędkości powyżej 320 km/h, to nie byliśmy świadkami wielu manewrów wyprzedzania. Specyficzna konfiguracja toru nie dawała możliwości zbliżenia się do rywala, aby móc go zaatakować. Kibice byli więc świadkami nudnawej nieco "procesji" prowadzonej przez Felipe Massę na Ferrari. Drugi na mecie Hamilton nie ryzykował żadnej szalonej akcji wychodząc z założenia, że nie warto ryzykować utraty 8 punktów w razie, gdyby coś poszło nie tak. Z resztą Massa wydawał się być poza zasięgiem. Kubica również rozsądnie dojechał do mety na miejscu trzecim, ale to należałoby raczej zaliczyć na poczet sukcesów Polaka. Wielkim przegranym w Walencji był Raikkonen. Tym razem w jego bolidzie "zastrajkował" silnik. Najwyraźniej Ferrari miało duże problemy z zachowanie niezawodności samochodów.
Kolejny wyścig w Belgii ze sportowego punktu widzenia nie był najjaśniejszą kartą w historii tego sportu. Niemal pewne zwycięstwo uciekło Raikkonenowi na trzy okrążenie przed końcem z powodu padającego deszczu. Zmienne warunki i konsternacja, która zapanowała na torze i w boksach spowodowały, że wyścig stał się loterią. Raikkonen tracąc całą wypracowaną przewagę nad Hamiltonem zaczął mieć poważne problemy z przyczepnością samochodu. Hamilton zaatakował Fina tuż przed prostą startową, ale "przestrzelił" i ściął szykanę, aby uniknąć zderzenia z rywalem. Nie wytracił jednak szybkości i zgodnie z regulaminem przepuścił znajdującego się za nim Raikkonena, po czym zaatakował go śmiałym manewrem obejmując prowadzenie. Nie było już czasu na kontratak. Dodatkowo Fin coraz bardziej podenerwowany zaistniałą sytuacją na kompletnie już mokrym torze wpada w poślizg i rozbija swoje Ferrari. Jakby tego było mało sędziowie po kilku godzinach odbierają Hamiltonowi zwycięstwo uzasadniając swoją decyzję niesportowym zachowaniem Anglika, który
ścinając szykanę ewidentnie na tym zyskał, co umożliwiło mu skuteczny atak na Raikkonena. Hamilton został ukarany 25 sekundową karą doliczoną do jego czasu, co przesunęło go na miejsce trzecie.
Poirytowany zespół McLarena postanowił wziąć odwet w kolejnym wyścigu podczas Grand Prix Włoch rozgrywanym na wrogim terenie na torze Monza. Ale i tym razem pogoda miała swój udział, a zwycięstwo przypadło sensacyjnemu Sebastianowi Vettelowi na włosko-austriackim ToroRosso. Niemiec zdobył PolePosition w kwalifikacjach i poprowadził całą stawkę w niedzielnym wyścigu. W początkowej fazie tor był mokry i wszyscy czekali, na moment ataku któregoś z kierowców Ferrari lub McLarena. Tymczasem nic takiego się nie działo. Hamilton powoli przebijał się do przodu wyprzedzając kolejnych rywali, podczas gdy Raikkonen utknął gdzieś w środku stawki. Massa nie mógł złapać odpowiedniego rytmu, a Kovalainen i Kubica najwyraźniej nie stanowili zagrożenia dla młodego Niemca, który pojechał swój wyścig życia i odniósł pierwsze zwycięstwo, stając się w wieku 21 lat (i 74 dni) najmłodszym w historii zwycięzcą F1!
Słaba postawa Mistrza Świata Raikkonena w ostatnich wyścigach zepchnęła go na czwarte miejsce i praktycznie pozbawiła go szans w walce o tytuł. Słabość Fina była widoczna zwłaszcza w kwalifikacjach, a podczas wyścigu pomimo uzyskiwania najlepszych czasów Fin nie był już w stanie nawiązywać walki o zwycięstwa. Przed Formułą 1 znowu były wyścigi w dalekiej Azji. W pierwszych dwóch znowu nie wygrał nikt z faworytów, natomiast wielki powrót odnotował Fernando Alonso wygrywając pierwszy w historii Formuły 1 nocny wyścig w Singapurze, a dwa tygodnie później w Japonii. Liderom mistrzostw wyraźnie nie szło. W Singapurze Ferrari poniosło sromotną klęskę, bo tak można nazwać ukończenie wyścigu na pozycjach 13 i 15. Z kolei w Japonii Hamilton dojechał do mety na dalekiej 12-tej pozycji. Na dwa wyścigi przed końcem liderem ciągle pozostawał Hamilton, zwiększając delikatnie swoją przewagę nad Massą. W grze ciągle pozostawał Kubica, ale zespół BMW jakby stracił motywację do dalszej walki o prymat.
Do Chin Hamilton przyjechał z uczuciem przegranej w ubiegłorocznych mistrzostwach. To właśnie tu przydarzył mu się błąd, który kosztował go bardzo dużo - kilka utraconych punktów i tytuł mistrzowski. Ale Anglik najwyraźniej nie jest przesądny. Zdecydowanie dominował przez cały weekend i nie dał szans nikomu. Wprawdzie tuż za plecami na metę dojechały oba Ferrari, to w końcowej rozgrywce dopisał do swojej przewagi kolejne dwa punkty.
Finał miał się więc odbyć w Brazyli, tak jak rok temu. Przewagi, jaką miał Hamilton (7 punktów) dawała mu komfort psychiczny. Wystarczyło mu, aby dojechał na metę piąty. I dojechał, ale w jakże dramatycznych okolicznościach! Na torze Interlagos jedno było wiadome: Massa musi dać z siebie wszystko, aby miał jakiekolwiek szanse. Na początku wszystko szło po myśli Ferrari: zdobycie PolePosition i objęcie prowadzenia tuż po starcie. Wiadomo było, że jeśli nie wydarzy się nic szczególnego Brazylijczyk wygra wyścig. Ale wygranie mistrzostw nie leżało już tylko w jego własnych rękach. Musiał czekać, co zrobi jego największy rywal - Hamilton. A ten rozpoczął wyścig spokojnie. Nie ryzykował i nie atakował. Pod koniec wyścigu nad torem pojawiają się chmury i dramaturgia sięga zenitu. Większość z czołówki zmieniła opony na deszczowe z wyjątkiem jednego kierowcy - Timo Glocka. Niemiec zaryzykował i znalazł się tuż przed Hamiltonem, który systematycznie podąża do mety na piątym, dającym mu mistrzostwo, miejscu. Ale to nie wszystko. Podochocony Vettel wyprzedza w małym zamieszaniu z dublowanym Kubicą Hamiltona i odbiera mu potencjalną szansę na tytuł! Kibice wpadają w ekstazę. Teraz to Massa jest Mistrzem Świata. Ale to jeszcze nie koniec wyścigu - Glock jadący ciągle na suchych oponach zaczął mieć problemy z samochodem i wpadł w poślizg na ostatnim zakręcie przed metą. Jadący tuż za nim Hamilton wyprzedza go, odzyskuje piąte miejsce i zdobywa tytuł Mistrza Świata!
Walka o tegoroczny tytuł trwała do samego końca, do ostatniego okrążenia. Wszyscy czekali w napięciu na rozstrzygnięcie. Ale obiektywnie rzecz biorąc nie można oprzeć się wrażeniu, że chociaż zwycięstwo przypadło niewątpliwie najszybszemu kierowcy w stawce, to wiele pozostawiono przypadkowi. Kierowcy popełniali wiele błędów, które mogły skutkować wcześniejszym rozstrzygnięciem, ale tak się działo tylko dlatego, że za chwilę ich rywale popełniali również jakieś błędy. Sezon 2008 niewątpliwie należał do jednych z najbardziej emocjonujących w historii Formuły 1.