| W dniach 12-15 stycznia odbył się 24-godzinny wyścig w Dubaju. Jak zwykle liczna była reprezentacja Polski, wielu naszych kierowców znalazło swoje miejsce w zespołach mieszanych z innymi Europejczykami, wszyscy dojechali do mety a wielu zajęło wysokie miejsca.
Największy sukces odnotował Michał Broniszewski, który we włosko-polskim składzie wraz z Piergiuseppe Perazzinim, Marco Ciocim i Lorenzo Casem zdobyli drugie miejsce w wyścigu jadąc na Ferrari 430 GT2. Piąta przed rokiem polsko-niemiecka załoga w składzie: Robert Lukas, Stefan Biliński, Adam Kornacki, Mariusz Miękoś i Philipp Wlazik tym razem zajęła 8 miejsce na swoim Porsche 997 GT3 Cup. Karolina Lampel-Czapka wraz z Marcelem Kusinem, Petrem Valkiem i Michaelą Peskovą pojechali na BMW 130i i ukończyli wyścig na podium, zajmując drugą lokatę w klasie A4. Natomiast jadący na Porsche 996 GT3 Cup zespół Förcha w składzie: Paweł Kowalski, Rafał Mikrut, Bartek Opioła i Bernd Kleinbach, dojechał do mety na czwartej pozycji w klasie 997.
Wypowiedzi po wyścigu:
Michał Broniszewski: Nie mogę w to uwierzyć! Jestem niesamowicie szczęśliwy! To jeden z najpiękniejszych dni w moim życiu. Wielki sukces, na który bardzo ciężko pracowaliśmy. Końcówka była niewiarygodna. Po porannym defekcie zawieszenia mieliśmy chwile zwątpienia, bo miejsce na podium było poważnie zagrożone. Straciliśmy sporo czasu, ale walczyliśmy do końca.
Ten sukces zawdzięczamy perfekcyjnej, powiedziałbym chytrej strategii. Przeczytaliśmy bardzo dokładnie niezwykle zawiły i... wyjątkowo niesprzyjający nam regulamin, a potem zaczęliśmy robić dokładne obliczenia. Dzięki temu ukończyliśmy wyścig z najmniejszą liczbą postojów w depo i to miało wielki wpływ na końcowy wynik.
Gdy w piątek, tuż przed startem przechodziliśmy obok podium, ktoś z zespołu powiedział mi żartem wskazując ręką: "Jutro o tej porze tam będziesz stał!" Wtedy nie wierzyłem w to. Dopiero wieczorem, gdy mozolnie pięliśmy się w górę klasyfikacji i wyprzedzaliśmy kolejnych rywali, zacząłem powoli, nieśmiało wierzyć w sukces.
Serdecznie dziękuję moim kolegom w załodze - wszyscy wykonali wspaniałą pracę oraz całemu zespołowi AF Corse, który spisał się wspaniale. Nie licząc tej jednej drobnej przygody w sobotę rano, samochód spisywał się bez zarzutu. Dziękuję także mojej rodzinie, która jest tutaj ze mną i dawała mi wsparcie, które w tak wyczerpującym wyścigu jest tak ważne!
Adam Kornacki: Dzisiaj siedzimy sobie w Dubaju i tak już na chłodno analizujemy wyścig. Zmagania ułożyły się dla nas kapitalnie, choć przed startem byłem pełen obaw. Przy pierwszej naszej wspólnej edycji sukcesem było to, że dojechaliśmy. W drugiej stanęliśmy na podium. Trzeba jednak pamiętać, że wtedy był to czas kryzysu - także w motorsporcie. Obsada była nieporównywalnie słabsza niż w tym roku. Ten wyścig mogła wygrać każda z pierwszych 30 załóg z czasówki. W tym roku było wszystko: znakomite nazwiska na starcie, fabryczne zespoły.
Pojechaliśmy całe 24 godziny bez przygód i naprawdę podczas całego dnia żaden z naszych kierowców nie myślał o awarii Porsche. Jest to duży sukces wszystkich zawodników tego teamu, że potrafimy nie psuć tego samochodu. Osoba, która nie jeździ Porsche mogłaby „załatwić” sprzęgło i skrzynię w ciągu pół godziny. W naszych rękach to auto wytrzymuje naprawdę dużo, a mechanicy pod wodzą Tomka Gajdy jak zawsze spisali się na medal.
Nie da się ukryć, że gdybyśmy znaleźli się w klasie 997 to walczylibyśmy o zwycięstwo. Stało się inaczej, jednak decyzja o starcie Porsche w specyfikacji 2010 była jak najbardziej słuszna. Samochód był sprawdzony, mechanicy znali go na wylot, a Robert i Philipp czuli się w nim jak ryby w wodzie. Naszym sukcesem jest z kolei to, że pokonaliśmy dużo mocniejszych potencjalnie załóg.
Raz pojawiłem się za kierownicą Porsche 996 - w środku nocy między godziną 2 i 4. Jak dla mnie, bohaterem tej załogi był Bartek Opioła, który łącznie pojechał sześć długich zmian. Podobnie jak w przypadku 997-ki, także tutaj nie było większych awarii oprócz jednej, ale zawinionej przez czynnik ludzki. Po prostu Kleinbach zamiast czwórki wrzucił dwójkę i zepsuł się docisk sprzęgła. Po naprawie sprzęgła załoga podróżowała już bez poważniejszych przygód. 996-ka to kochane auto. Z niego wysiada się o wiele bardziej wypoczętym, niż z nowszego modelu. Starszy model Porsche, choć ma już osiem lat, jest fajnym samochodem, może trochę bardziej miękkim w prowadzeniu, ale wybaczającym więcej błędów. Mimo słusznego wieku zdołał przejechać cały 24-godzinny maraton.
To, co spotkało nas w tym roku w Dubaju powoduje, że mamy jeszcze większą motywację do naszych działań. Wyobraźcie sobie, że w tym roku w boksie odwiedziło nas około 50-60 kibiców z Polski! Często były to osoby, które mieszkały kiedyś w Dubaju lub mają tu swoje mieszkania i po obejrzeniu materiału zapowiadającego nasz wyścig w TVN Turbo przyleciały do ZEA obejrzeć zmagania oraz kibicować nam podczas tego wyścigu. Był także Tomek Iwan, który prawie przez cały wyścig, bo do 7.00 rano, wspierał nas na torze. Nie ukrywam, że już planujemy zaprosić byłego reprezentanta Polski w piłce nożnej na testy. Jest miłośnikiem motorsportu i z tego co wiem miał - na razie amatorsko - brać w udział sportach samochodowych. W tym roku była więc taka mała polska wioska w Dubaju.
Rozmawiamy już z mechanikami i zespołem o dalszych planach i także za rok będziemy się chcieli tutaj pojawić. Dziękuję za ten start moim zmiennikom, szefowi Wieśkowi Lukasowi, mechanikom, dla których te wyścigi to życiowa pasja, oraz sponsorom mojego wyjazdu do Dubaju czyli TVN Turbo i firmie Motoricus.com.
Mariusz Miękoś: Zamiast rywalizować w klasie z równymi nam samochodami, walczyliśmy także z mocniejszymi autami klasy GT3, czy nawet GT2. Nie było to do końca fajne, ale z całej tej sytuacji wyszliśmy obronną ręką, zajmując wśród 22 aut klasy A6 ósme miejsce. Błyskotliwie skwitował to wszystko Stefan Biliński, który po wyścigu powiedział, że zeszły rok mocno nas rozpieścił. W tym roku jechaliśmy dobrze, pewnie, szybko i bez żadnych awarii. Pierwsza dziesiątka w zawodach takich jak te w Dubaju, jest naprawdę fajnym wynikiem. Nie jechałem w tych najbardziej gorących warunkach, które mieli moi koledzy. Nie oznacza to jednak, że miałem aż tak łatwo. Dwie zmiany w nocy także wymagały dużej koncentracji.
Dubaj to jest fantastyczne miejsce i wspaniały wyścig. Całej mojej rodzinie się podobało, a mój starszy syn Mateusz, od niedawna szczęśliwy posiadacz licencji, przez cały 24-godzinny wyścig pomagał mechanikom w pracach pitlanowych. Jedynym, czego nam zabrakło, jest miejsce na podium, ale może za rok to zmienimy. Znając Wiesława Lukasa możemy być pewni, że wszystko tak obmyśli, abyśmy się znaleźli na podium. W tym roku zaskoczyli nas na badaniu technicznym. Podium to cel każdego kierowcy, ale w takich wyścigach jak ten w Dubaju, liczy się duże doświadczenie i ukończenie całodobowego maratonu. Nam udało się to z zespołem trzeci raz, a mnie i Robertowi po raz czwarty.
Bardzo dziękuję zespołowi Förch Racing za kolejny wspaniały wyścigowy tydzień, świetnie i niezawodnie przygotowany samochód i doskonałą współpracę oraz atmosferę w boksie. Dziękuję moim zmiennikom, Robertowi, Stefanowi, Adamowi i Philippowi ze świetną współpracę i zaangażowanie w walce. Dziękuję też rodzinie za kibicowanie, pomoc i wsparcie w tym morderczym maratonie. Gratuluję Michałowi i Karolinie miejsca na podium, i do zobaczenia za rok.
Karolina Lampel-Czapka: Obudziłam się dzisiaj rano i wszystko mnie boli, ale to pozytywny ból, bo przez to czuję, że to nie był tylko piękny sen. Osiągnęliśmy cel, a nie każdemu udało się dojechać do mety. Dotarliśmy na podium jako druga załoga w klasie. Mogło być lepiej, ale mieliśmy trochę awarii i problemów.
Jechałam na pierwszej zmianie i oddałam samochód Miszy, prowadząc w A4. Potem Petrowi zabrakło paliwa i przyholowali BMW do depo. Marcel i ja odrobiliśmy stratę - znowu byliśmy na czele klasy. Misza, która się rozchorowała przed wyścigiem, po niecałej godzinie zjechała i powiedziała, że jest bardzo zmęczona, nic nie widzi, nie daje rady. Wsiadł Petr, następnie Marcel i ja. Całą noc przejechaliśmy we trójkę.
Misza miała kontakt z innym autem, ale nic poważnego się nie stało. Gorzej było po kontakcie Petra. Naprawiano auto w boksie przez prawie 40 minut. Zaczęło się wielkie odrabianie. Kręciłam bardzo dobre czasy, jechałam równo, więc wykonywałam długie zmiany. Na piątej z nich urwała się półoś - znowu staliśmy ponad pół godziny w boksie. Mieliśmy już 12 okrążeń straty do prowadzących w klasie. Nie było możliwe, żeby to odrobić, ale nie poddawaliśmy się i w końcu zmniejszyliśmy dystans do 8 okrążeń.
Cieszę się, że to ja rozpoczynałam i kończyłam wyścig. Najeździłam się tyle, co w dwóch dobowych maratonach. Moje zmiany trwały minimum 1,5 godziny i w sumie spędziłam za kierownicą około 10 godzin. Teraz mam otarty kark od kombinezonu, zdrętwiałe ręce i nogi. Nie bardzo wiem, co się działo w wyścigu, bo kierowca tylko jedzie i śpi, jedzie i śpi...
Dyrektor toru, Arab w dżalabiji, rozpoznał mnie i od razu przyszedł się przywitać. To bardzo miły, sympatyczny człowiek. Wyraził nadzieję, że wielbłądy, które wiozą zwycięzców po wyścigu, kiedyś powiozą i mnie. Bardzo przyjemne było oczekiwanie na ogłoszenie wyników. Stałam pod podium z samymi znakomitościami - Farfusem, Enge - i okazało się, że rozpoznają moje nazwisko, co mnie ucieszyło. Jestem bardzo szczęśliwa, że przeżyłam taką przygodę w swoim życiu. Myślę, że zdaliśmy nasz wyścigowy test wytrzymałości. Pragnę podziękować wszystkim, którzy nam kibicowali, trzymali kciuki, myśleli o nas. Dziękuję sponsorom, przede wszystkim firmie Castrol.
| |