Massa odjeżdża rywalom - GP Hiszpanii
Niedzielne Grand Prix Hiszpanii, rozegrane na torze Catalunya pod Barceloną, potwierdziło wysoką formę i szybkość Brazylijskiego kierowcy Felipe Massy na Ferrari, który wygrał już swój drugi wyścig w tym sezonie. Tak jak się spodziewano, decydującym o zwycięstwie momentem w wyścigu był pierwszy zakręt toru, w który kierowcy prowadzący stawkę - Massa na Ferrari i Alonso na McLarenie - weszli niemal równocześnie. Tym razem Brazylikczyk nie zląkł się atakującego go po wewnętrznej toru Hiszpana, wytrzymał probę wepchnięcia się przed czerwone Ferrari i zachował swoją pierwszą pozycję. Przepychanka na torze omal nie zakończyła wyścigu dla Hiszpana, a także dwóch goniących go rywali, kiedy to po krótkotrwałej wycieczce na pobocze Alonso wrócił na tor tuż przed przejeżdżającymi w zawrotnym tempie Hamiltonem i Raikkonenem. Obaj kierowcy zorientowali się błyskawicznie co się święci i rzucając swoje samochody w prawo uniknęli kolizji z poirytowanym kierowcą McLarena.
Po początkowych emocjach wyścig uspokoił się, a kierowcy wyciągali ze swych maszyn jak najwięcej, aby podczas pierwszego postoju w boksach mieć jak największą przewagę nad rywalami.
Z przodu pędził Massa na Ferrari, zdobywając średnio pół sekundy przewagi na każdym okrążeniu nad drugim Hamiltonem. Za prowadzącą dwójką utworzył się nieco rozciągnięty peleton składający się z Raikkonenena (Ferrari), Alonso (McLaren-Mercedes), Kubica i Heidfeld (obaj BMW), Coulthard (RedBull), Kovalainen (Renault) i cała reszta.
Wyścig w Hiszpanii po raz kolejny pokazał, jak trudne jest wyprzedzanie na tym torze. Nie pomogła wcale nowo wybudowana szykana tuż przed ostatnim łukiem, mająca spowolnić pędzące bolidy i umożliwić zbliżenie się atakującego pojazdu do konkurenta, a tym samym spowodować lepszą pozycję wyjściową przed prostą starową. Plan w założeniach był dobry, natomiast różnice w szybkości obecnych bolidów F1 są tak małe, że nawet te sztuczne zabiegi nie były w stanie poprawić widowiskowości i zwiększyć ilości manewrów wyprzedzania. Prawdopodobnie, gdyby nie usterki techniczne (elektronika w Ferrari Raikkonena, przekładnia w samochodzie BMW Heidfelda), kolejność na mecie byłaby taka, jak na starcie do zawodów. Niektórym przytrafiły się jednak wpadki, które wykluczyły ich z rywalizacji z powodu popełnianych błędów. I tak błąd mechaników BMW podczas postoju Heidfelda, kosztował go spadek z pozycji 5-tej na pozycję 15-tą, zderzenie z samochodem rywala Aleksandra Wurza wykluczyło go z wyścigu już na samym początku.
Pomimo tych drobnych incydentów wyścig nie należał do zbyt emocjonujących imprez i potwierdził układ sił w czołówce. Ferrari ciągle demonstrują znakomite szybkościowe przygotowanie do sezonu, chociaż wydaje się, że Raikkonen ma nieco kłopotów z dotrzymaniem kroku koledze z zespołu. Zespół McLarena dużo nie odstaje szybkością od Ferrari, a poza tym demonstruje niezwykłą niezawodność swoich bolidów i bardzo dojrzałą jazdę obu swoich kierowców. W rezultacie to on prowadzi w obu klasyfikacjach mistrzostw świata po czterech eliminacjach.
Pewnego rodzaju sensacją sezonu jest fakt, że liderem klasyfikacji kierowców jest nie aktualny Mistrz Świata - Fernando Alonso, a debiutant w tej serii wyścigowej, Anglik Lewis Hamilton. Czy będzie w stanie zachować swoją pozycję w kolejnym wyścigu? Za 2 tygodnie kolejna impreza na bardzo spektakularnym torze w Monaco - Monte Carlo. Wyścig trudny, zwłaszcza dla młodych kierowców, chociaż przy wszystkich, dostępnych obecnie kierowcom urządzeniach wspomagających, wydaje się nie stanowić większego problemu.
źródło: S.S.