Przyszła chyba najwyższa pora, aby napisać coś na temat powrotu Roberta Kubicy do Formuły, a właściwie do wyścigów Formuły 1, gdyż powrót do F1 Robert zanotował już w roku 2018, kiedy został kierowcą testowym w ekipie Williamsa.
Przyszło mu jednak czekać kolejny rok na to, aby ponownie ustawić się na polach startowych i wziąć udział w wyścigu.
Czekał na to kierowca, czekali na to i kibice zarówno w Polsce, jak i fani sportów samochodowych na całym świecie. Podczas Grand Prix Australii, 17 marca, minie dokładnie 2596 dni (ponad 8 lat!) od wypadku Kubicy we Włoszech. Tyle dni niepewności, spekulacji, domysłów, prognoz, aby w końcu zrealizowało się marzenie o powrocie do ścigania w F1. Robert odbył długą podróż okupioną olbrzymim wysiłkiem.
Jeszcze nie tak dawno nie było wiadomo, czy Robert w ogóle wróci do ścigania. Pamiętamy jego nawet udane i z sukcesami próby startów w rajdach samochodowych. Tytuł mistrza w kategorii WRC2, a także wygrane odcinki specjalne w WRC dawały kibicom nadzieję na szybki powrót do rywalizacji.
Nie wszystko jednak szło zgodnie z planem. Na przeszkodzie stała i technologia i z pewnością uprzedzenia. Bajeczne bolidy F1 są właściwie jeżdżącymi komputerami. Na kierownicy zawodnik ma tak naprawdę pulpit sterowniczy, którym zmienia ustawienia samochodu, silnika, wszystkiego. Do tego potrzebna jest sprawna dłoń. Istniały obawy, że Robert, którego prawa kończyna bardzo ucierpiała na skutek odniesionych obrażeń, nie poradzi sobie z tym wyzwaniem.
Pełny tekst czytaj na
www.sekretyf1.pl